Patriarchat nie zbudował ci mieszkania, kolego. I nie – kobiety nie są winne wszystkiemu.

 Wiem, że boli. Bo przecież w twoim rozumieniu patriarchat to taki brodaty dziad, co cegła po cegle stawiał świat. Beton, stal, mosty i bloki. A kobiety? Gdzieś w tle, z prosecco, paznokciami i narzekaniem na klimatyzację.

Ale muszę cię rozczarować.

Patriarchat nie buduje budynków. On buduje… układy.


Patriarchat, czyli co?

Wyobraź sobie grę. Na przykład Monopoly. Tyle że na starcie jedna grupa graczy (mężczyźni) dostaje wszystkie banki, hotele, zasady i możliwość ustalania, komu wolno grać. Druga grupa (kobiety) może co najwyżej rzucać kostką i mieć nadzieję, że nie wyląduje znowu na cudzym polu.

Patriarchat to nie facet z kielnią. To facet z władzą – nad językiem, prawem, edukacją, pensjami i tym, jak ma wyglądać „porządna kobieta”. To system, który przez wieki dawał jednej płci więcej – możliwości, przestrzeni, mikrofonu, przywileju – a drugiej mniej. I jakakolwiek próba wyrównania szans budzi dziś niepokój.

Zwłaszcza u tych, którzy nie zauważyli, że monopol się kończy.

Ale to faceci budowali drogi, mosty, domy!

Zgadza się. Bo tylko faceci mogli.

Kobiety przez większość historii nie mogły studiować, nie miały prawa do własności, nie mogły być architektkami, inżynierkami, murarkami ani nawet mieć konta w banku bez zgody męża. Znasz jakąś babkę, która układa kostkę brukową? No właśnie. A to nie dlatego, że nie potrafi – tylko dlatego, że przez lata mówiono jej, że „to nie dla niej”.

To nie siła mięśni zbudowała system – tylko dostęp. A ten dostęp był rozdzielany bardzo, ale to bardzo nierówno.

A co to ma wspólnego ze mną?

Dużo. Bo patriarchat nie robi dobrze także tobie. On cię uczy, że masz być twardy, nie płakać, zarabiać więcej niż twoja partnerka, znać się na silnikach, nie mieć lęków i najlepiej nie pytać o drogę, bo „prawdziwy facet sam znajdzie”.

A jak tego nie robisz – to co? Wstyd. Presja. Samotność.

Więc nie, bracie – patriarchat nie jest twoim kumplem. To raczej taki kumpel, co pożycza od ciebie hajs, nigdy nie oddaje, a potem mówi ci, że „faceci nie gadają o uczuciach”.

„Ale to kobiety dziś znęcają się nad mężczyznami!”

Ten argument regularnie wraca w komentarzach. „To kobiety teraz mają władzę!” „To kobiety się znęcają!” „To kobiety krzywdzą!”

Nie neguję. Przemoc wobec mężczyzn istnieje. To fakt.

Ale nie jest to efekt matriarchatu. Ani zemsty. Ani przejęcia świata przez jajniki.

To efekt tego samego systemu, który od pokoleń uczy ludzi, że miłość to kontrola, siła to przemoc, a partnerstwo to słabość.

Kobiety nie są twoim oprawcą. One – tak samo jak ty – są w tym samym systemie. I radzą sobie najlepiej, jak potrafią. Czasem dobrze. Czasem źle. Czasem ranią – bo są ludźmi. Ale nie są winne temu, że świat się zmienia i że musisz się w nim odnaleźć na nowo.

Jeśli ktoś ci wmówił, że to kobieta jest twoim problemem – to nie jest ona. To patriarchat robi ci wodę z mózgu.

To co zamiast?

Zamiast patriarchatu? Partnerstwo.

Władza nie jako dominacja, tylko jako odpowiedzialność dzielona na pół.

Możliwości nie zarezerwowane dla jednej grupy, tylko dostępne dla wszystkich – według kompetencji, nie genitaliów.

Możesz dalej budować domy, jeśli lubisz. Ale niech kobieta też może – jeśli chce.

I na koniec...

Nie, feminazistki nie chcą odebrać ci twojego grilla, twoich skarpetek z Batmanem, ani twojej miłości do silników V8.

Chcą tylko, żebyś czasem posprzątał łazienkę bez pytania, czy należy ci się za to medal.

I żeby świat wreszcie przestał działać jak klub VIP tylko dla jednej płci.

Bo kobiety nie są idealne. Ale też nie są ci nic winne.

Tak samo jak ty nie jesteś winny całej historii męskiej dominacji.

Ale jedno i drugie warto rozumieć, zanim się zacznie rzucać cegłami.

Bo te cegły nie budują. One ranią.