Afirmuję, medytuję, nie zwariowałam (jeszcze)
Ku większej świadomości, niekoniecznie duchowości
Nie piszę tego tekstu jako guru, coach czy osoba mająca gotowe odpowiedzi. Piszę jako ktoś, kto przez ostatnie lata próbował różnych technik pracy z umysłem – z ciekawości, z potrzeby. Ten artykuł nie ma na celu przekonania Cię do konkretnej praktyki ani uzdrowienia Twojego życia jednym cytatem. Chcę jedynie podzielić się osobistymi doświadczeniami i refleksjami, które – być może – zainspirują Cię do własnych poszukiwań. Może z tego coś weźmiesz, może nic. Ale jeśli dzięki temu spojrzysz na siebie z nowej perspektywy albo przetestujesz coś po swojemu – będzie warto.
Afirmacje: Siła pozytywnego myślenia
Afirmacje to krótkie, pozytywne stwierdzenia, które powtarzane regularnie mają na celu wzmocnienie wiary w siebie oraz zmianę negatywnych wzorców myślowych. Mechanizm ich działania opiera się na założeniu, że nasze myśli wpływają na emocje i zachowania.
Jedną z moich pierwszych styczności z afirmacjami zawdzięczam książce Radykalne Wybaczanie. Droga do pełni poprzez uwolnienie przeszłości autorstwa Colina Tippinga. Książka osadzona jest w duchowym kontekście – momentami zbyt religijnym jak na mój gust – przez co nie nadaje się do stosowania terapeutycznego w klasycznym rozumieniu. Mimo to zawiera elementy, które można uznać za przekonujące, szczególnie gdy przetestujemy je na własnym doświadczeniu.
Najbardziej zapadła mi w pamięć struktura afirmacji opisana przez autora – afirmacja musi być sformułowana w czasie dokonanym, zawierać konkretny cel oraz termin jego realizacji. Na przykład: „Zarabiam 50 tys. zł miesięcznie do końca roku”. To nie zaklęcie, ale sposób ukierunkowania uwagi. Choć efekt może pojawić się z opóźnieniem lub w nieoczywistej formie, intencja zadziała. Nie jako system wczesnego ostrzegania, ale jako świadome nakierowanie zmysłów na to, co w danym momencie dla nas ważne.
Afirmacje nie muszą dotyczyć wyłącznie pieniędzy – można je stosować wobec większości aspektów życia, na które mamy realny wpływ. Pomijając katastrofy naturalne, wojny czy położenie geograficzne, wiele rzeczy naprawdę zależy od naszej uwagi, odwagi i decyzji.
Nie zawsze działa od razu. Zazwyczaj z opóźnieniem. Ale jeśli traktować to jak ćwiczenie mentalne, a nie rozmowę z magicznym dżinem, można zauważyć zmianę: w myśleniu, w decyzjach, w efektach.
Medytacja: Droga do wewnętrznego spokoju
Medytacja to praktyka polegająca na skupieniu uwagi i osiągnięciu stanu wewnętrznego spokoju. Istnieje wiele form medytacji, takich jak medytacja z mantrą, medytacja skupiona na oddechu czy medytacja uważności (mindfulness). Regularna praktyka może przynieść korzyści w postaci redukcji stresu, poprawy koncentracji, zwiększenia świadomości siebie oraz lepszego zarządzania emocjami.
W moim przypadku kluczowe znaczenie miały medytacje prowadzone przez Sadhguru – nieco inne niż te znane z aplikacji czy jogowych kursów. Nie potrzebowałam rytuału ani kadzideł, wystarczał mi spokojny głos i czas na zatrzymanie się. Te momenty pomogły mi wrócić do siebie – zarówno w kontekście zdrowia, jak i siły psychicznej.
Sadhguru udostępnia także własną aplikację – Sadhguru App – w której w części bezpłatnej znajdują się prowadzone medytacje z serii Chit Shakti. Każda z nich poświęcona jest konkretnemu obszarowi życia: zdrowiu, spokojowi wewnętrznemu, miłości i sukcesowi. Ich treść mocno rezonuje z duchem rozwoju osobistego – są proste, a jednocześnie silnie intencjonalne, i mogą być szczególnie pomocne, gdy potrzebujemy mentalnego resetu lub ukierunkowania.
I nie, nie oderwałam się od rzeczywistości. Wręcz przeciwnie – wróciłam do niej w lepszej formie.
Mindfulness: Sztuka bycia tu i teraz (i nie zasnąć przy tym z nudów)
Mindfulness, czyli uważność, to dziś prawie korporacyjny buzzword. Ale jeśli zdejmiesz z niego coachingowy filtr, to zostaje coś ciekawego – bycie obecnym. Tylko tyle i aż tyle.
Dla mnie mindfulness nie był jakimś duchowym katharsis. Ale stał się rozszerzeniem kreatywności. Zaczęłam zauważać więcej – detale, metafory, momenty. Jako artystka, projektantka, osoba pracująca obrazem – zaczęłam widzieć bardziej. To było jakby umysł wreszcie przestał przeskakiwać z kanału na kanał i na chwilę włączył „stop-klatkę”.
Efekt placebo: Jak świadomie się oszukać (i wyjść na tym lepiej)
Efekt placebo to nie magia, to biologia z etykietą. Ktoś daje Ci pigułkę z cukru, a Ty zdrowiejesz, bo uwierzyłeś, że to działa. Czysty mózg. Czysta chemia. Czysta nadzieja. Trochę jak włożenie palca w oko religii – niby niewinne, ale wywołuje reakcję. Pokazuje, że czasem nie potrzeba bóstwa, by uruchomić uzdrawiający mechanizm – wystarczy przekonanie i odrobina neurobiologii.
Wiele z technik, których próbowałam – afirmacje, medytacja, praca z przekonaniami – działa podobnie. Tylko że ja wiem, że to „placebo” i dalej je biorę, bo... działa. To nie wiara w cuda. To praktyczna decyzja: wolę dać sobie szansę niż trzymać się cynizmu jak tarczy.
Co więcej, istnieją badania naukowe potwierdzające, że nasze nastawienie ma realny wpływ na jakość życia. Na przykład badania przeprowadzone przez Mayo Clinic wykazały, że osoby o bardziej optymistycznym podejściu żyją dłużej i cieszą się lepszym zdrowiem niż ich pesymistyczni rówieśnicy. Optymizm sprzyja niższemu poziomowi stresu, zdrowszemu sercu i większej odporności psychicznej.
Czy to znaczy, że wystarczy „myśleć pozytywnie”? Nie. Bo to nie chodzi o okłamywanie siebie czy wmawianie, że kłamstwo powtarzane sto razy stanie się prawdą. Chodzi o coś znacznie głębszego – o świadome wybieranie myśli i sposób ich formułowania. O umiejętność redagowania własnych przekonań i kierowania uwagi tam, gdzie rzeczywiście możemy coś zmienić.
To nie iluzja. To praktyka. Wrzucanie siebie na właściwe tory, kiedy świat próbuje nas ściągnąć w boczne uliczki zwątpienia.
Zrób z tym, co chcesz (ale spróbuj)
Afirmacje, medytacja, mindfulness, placebo – to nie są religie. To narzędzia. Można się nimi bawić, eksperymentować, szukać swojego miksu. Nie trzeba wierzyć. Wystarczy być otwartym. I cierpliwym. I mieć w sobie choć odrobinę z naukowca, który zamiast szukać absolutnej prawdy, po prostu testuje.
Nie obiecuję, że to wszystko zmieni Twoje życie. Ale może – tak jak moje – trochę je przestawi, wyostrzy, rozświetli. Ukierunkuje. Da do myślenia. Pozwoli sporządzić plan działania – ze świadomością, że możesz go zmienić, modyfikować, rozbudować. Bo rozwój to proces. Im więcej wiesz, tym więcej widzisz – i tym bardziej precyzyjnie potrafisz dobrać narzędzia do sytuacji, w której akurat jesteś. Na tyle, by zachować trzeźwość myślenia, zbudować własny punkt widzenia i nie dać się zepchnąć w narrację, która nie jest Twoja.