Udaje chorobę, żeby wymigać się od seksu? Internetowe podwójne standardy.

To już nie jest śmieszne. To jest chore. I nie chodzi o ból głowy.

Krąży ten sam stary, zgrany do granic mem: kobieta udaje, że choruje, bo nie chce seksu. Bo nie chce obowiązków. Bo „wymyśla”. Bo „się wymiguje”. Bo — tu sobie można wstawić dowolny zestaw oskarżeń — w gruncie rzeczy cała jej egzystencja jest jedną wielką symulacją mającą na celu unikanie tego, czego „powinna chcieć”.

Zauważyliście, że w tej narracji kobieta nie ma prawa po prostu nie mieć ochoty?

Nie istnieje zmęczenie. Nie istnieje złe samopoczucie. Nie istnieje potrzeba odpoczynku. Nie istnieje własne libido, które nie musi synchronizować się z męskimi oczekiwaniami. Jeśli nie chce — to udaje. Jeśli jest chora — na pewno przesadza. Jeśli mówi, że coś ją boli — symuluje. A jak jeszcze powie, że boli ją głowa, to wręcz gra według podręcznikowego schematu manipulacji.

Ta retoryka robi z kobiety istotę podejrzaną z definicji. Każdy sygnał oznacza spisek. Każda niedyspozycja to kalkulacja. Każda odmowa to gra. I nie ma znaczenia, czy chodzi o seks, o obowiązki domowe, o dzieci, o cokolwiek. Bo przecież ona „tylko szuka wymówek”.

A może — uwaga, szokująca teoria — kobieta jest człowiekiem, który ma prawo nie mieć siły, nie mieć ochoty, być zmęczonym, być chorym albo po prostu nie chcieć robić tego, na co akurat druga strona ma ochotę?

Tu jednak zaczyna się prawdziwy festiwal hipokryzji, bo nagle, gdy odwrócimy role, okazuje się, że mężczyźnie wolno wszystko to, czego kobiecie się odmawia. Mężczyzna nie ma ochoty na seks? Oczywiście, przecież ma stresy, ciężki dzień w pracy, presję, odpowiedzialność, szef go wkurzył, klient marudzi, kredyty duszą, boli go głowa — i to jest absolutnie zrozumiałe. Nikt nie powie: „wymiguje się”.

Kobieta powie to samo? Zaczyna się kabaret: symuluje, manipuluje, gra w gierki, odstawia klasyczny kobiecy teatrzyk, „bo tak robią wszystkie”. Oczywiście najlepiej gdyby jeszcze dodała „ból głowy”, bo wtedy już wpisuje się w podręcznikowy schemat stereotypu, którym można nią przyłożyć. I to przyłożyć publicznie, na memach, w podcastach, w komentarzach i w całym tym internetowym ścieku pseudoanaliz relacji damsko-męskich.

I tu włącza się moja wredota. Bo przecież ci sami trenerzy życia, guru od męskości i podcastowi filozofowie nie mają żadnego problemu, żeby przez godzinę opowiadać o tym, jak to mężczyznom nie wolno mówić o emocjach, jak to ich depresje są bagatelizowane, jak świat ich nie rozumie. Powstają całe ruchy i kampanie na temat męskiej depresji, męskiego wypalenia, męskiego zmęczenia. Ba, nawet jeśli facet zaniedbuje swoje zdrowie psychiczne i nie szuka pomocy, to i tak wina pośrednio spada na kobiety: bo nie wspierała, bo nie rozumiała, bo była zbyt wymagająca, bo on przez nią miał stres.

On może mieć depresję, ona nie może mieć złego nastroju. On może być zmęczony życiem, ona nie może być zmęczona sprzątaniem. On może nie mieć ochoty na seks, bo jest przytłoczony, ona nie może nie mieć ochoty, bo zaraz będzie podejrzana o manipulację. On może potrzebować przestrzeni na "męską ciszę", ona ma być zawsze dostępna i gotowa, bo jak nie — to coś kombinuje. To nie jest partnerskie. To jest chore.

Cały ten podwójny standard działa tylko w jedną stronę, bo internet urządził sobie z tego osobną dyscyplinę sportową: „podwójne standardy wobec mężczyzn”. I w tej narracji wychodzi na to, że kobiety mają przywileje, a mężczyźni tylko problemy. Że kobieta może płakać, odmawiać, być zmęczona, mieć swoje "fanaberie", a mężczyzna jest wieczną ofiarą systemu, która musi tłumić wszystko w sobie, bo inaczej „nikt go nie będzie szanował”.

Problem polega na tym, że te „męskie podwójne standardy” to w dużej mierze produkt tej samej kultury, którą sami mężczyźni przez pokolenia tworzyli i w której dziś tkwią razem z kobietami. Tyle że zamiast uczciwie się z tym rozliczyć, łatwiej jest zwalić całość na kobiety, zrobić z nich wygodny worek treningowy i publicznie odgrywać dramat ofiary cywilizacji, która "nie pozwala być sobą".

Więc zanim ktoś po raz kolejny napisze komentarz, że „kobiety wymyślają choroby, żeby się wymigać” — może warto spojrzeć w lustro i sprawdzić, kto tu kogo tak naprawdę nie szanuje.


Cytat o podwójnych standardach: kobieta nie musi się tłumaczyć z braku ochoty na seks