Sąsiad na tropie afery, czyli jak nie robić biznesu.


Sąsiedzkie porachunki to wdzięczny temat. W końcu każdy zna kogoś, kto zna kogoś, kto miał kiedyś sąsiada, który zaplątał się w niepotrzebne dramy. Ostatnio dotarła do mnie przez znajomego znajomego historia o tym, jak jeden wyjątkowo przedsiębiorczy facet postanowił rozkręcić biznes w swojej bramie. Niestety, jego przedsiębiorczość ograniczyła się do nieudolnego handlu lewizną na osiedlowym chodniku, więc sprawa od razu rzuciła się w oczy – nawet etatowcom wracającym zmęczonym krokiem do domów.

Gdy amatorski biznes zaczął wzbudzać zainteresowanie lokalnej policji, ten samozwańczy osiedlowy magnat handlowy wymyślił sobie, że najlepszą obroną będzie atak. I to jaki atak! Nasz bohater postanowił odwrócić uwagę policji, wskazując jako winnych całego zamieszania swoich niewinnych sąsiadów. Na kogo wypadło, na tego bęc – padło na sąsiadkę, która, jak twierdził, prowadziła „dom uciech".

Jego argumentacja była równie mocna jak sklepowy napój z napisem „zero procent”. Otóż, według naszego dzielnego Sherlocka, kobieta ta musiała być prostytutką, bo często odwiedzali ją „obcy mężczyźni". Pewnie nie przeszło mu przez głowę, że w XXI wieku można prowadzić całkiem normalne życie bez wychodzenia z domu, a ci tajemniczy goście to po prostu kurierzy z paczkami, dostarczający wszystko – od pizzy po karmę dla kota.

Sprawa oczywiście zakończyła się spektakularną kompromitacją naszego pomysłowego handlarza. Znajomy znajomego doniósł, że gdy policja poprosiła go o jakikolwiek dowód na „zawodowe życie” sąsiadki, ten zaczął się jąkać coś o liczbie paczek i różnych facetach w drzwiach. Gdyby choć raz zerknął do internetu, szybko odkryłby, że prostytucja sama w sobie nie jest przestępstwem. Karalne jest natomiast przymuszanie do niej, czerpanie korzyści, nakłanianie czy ułatwianie – więc chyba nie tędy droga, Sherlocku.

Największą ironią całej sytuacji jest to, że oskarżona sąsiadka, jak mówią na mieście, z randkami ma tyle wspólnego, co jej oskarżyciel z uczciwym biznesem – niewiele. Podobno mężczyźni w jej życiu zajmują ostatnie miejsce na liście priorytetów, zaraz po serialach dokumentalnych o zbrodniach i domowym spa z maseczką z awokado.

Morał z tej historii jest prosty: zanim rzucisz kamieniem, upewnij się, że sam nie stoisz na szklanym chodniku własnych grzechów. Zwłaszcza gdy twoim dowodem jest jedynie bujna wyobraźnia i kurierzy z Allegro.