Średniowiecze 21 wieku: co się dzieje, gdy kobieta odpisze trenerowi życia
Wszystko zaczęło się od filmiku. Jeden z tych klasycznych: męski coach z TikToka, stylówka jak z siłowni, ton głosu jak u kaznodziei. Jeden z fanów: „Faceci powinni się w końcu odciąć od balastów i skupić na sobie.” Typowy zestaw: fałszywa troska o mężczyzn, prawdziwe pogardzanie kobietami.
Odpowiedziałam pod tym filmem: „Mężczyzna powinien przestać być balastem dla kobiety i iść w końcu na terapię.” Zabawne? Może. Celne? Zdecydowanie. I wystarczyło.
W komentarzach pojawił się samozwańczy rycerz męskiej godności. Taki od ratowania świata przed kobiecą niezależnością. Napisał, że „kobiety przestały się szanować”, że „możemy z wami zrobić co chcemy”, że „jesteście słabszą płcią”, że „czas na mężczyzn”. Publicznie. Bez wstydu. Z dumą.
Nie, to nie była prowokacja. To był komunikat. „Wiem, że mogę was poniżać i nic mi nie zrobicie.” Klasyczna demonstracja pogardy, ubrana w fałszywą narrację o równości. Jakbyśmy żyli w reality show: tydzień kobiet, tydzień mężczyzn, naprzemiennie. A teraz, rzekomo, czas się skończył – i trzeba „przejąć kontrolę”.
Zapytałam o konkrety. Co to znaczy „zrobić z nami co chcecie”? Co dokładnie robią kobiety, że „się nie szanują”? I wtedy się posypało. Odpowiedź? „E-kurestwo.”
Nie zna mnie. Nie widzi twarzy. Ale już wie. Bo w jego głowie kobieta w internecie = kobieta na sprzedaż. Tyle wystarczy. Nie fakt, nie rozmowa, nie człowiek. Wystarczy, że istniejesz. Że wyglądasz. Że odpowiadasz.
To nie był przypadek. To mechanizm:
- Uogólnij – „kobiety się nie szanują”.
- Oskarż – „sprzedajecie ciało w internecie”.
- Zdehumanizuj – „e-k...”.
A potem jeszcze bardziej klasycznie: „To teraz miesiąc zdrowia psychicznego mężczyzn. Idź wspierać dewiantów z Pride Month.” Bo przecież każdy, kto nie gra do ich bramki, automatycznie trafia na czarną listę: lewak, dziwak, baba z problemem.
To nie dialog. To nie wymiana zdań. To władza w wersji mem. Tani teatr dominacji z komentarza, gdzie męskość sprowadza się do możliwości obrażania i fantazjowania o tym, że „kobieta kiedyś wiedziała, gdzie jej miejsce”.
A że teraz nie wie – to trzeba jej pokazać. Słowem. Inwektywą. Pogardą.
Średniowiecze 21 wieku. Zamiast krzyża – logo Instagrama. Zamiast stosu – komentarze. Zamiast kapłana – coach. I zawsze ten sam refren: kobieta jako problem. Kobieta jako przeszkoda. Kobieta jako wróg.
A to, co naprawdę boli? Że już nie wystarczy tupnąć nogą, żeby kobieta została. Że już nie działa „bo ja tak mówię”. Że kobieta potrafi odpowiedzieć – spokojnie, celnie, bez strachu. A to, co miało ją zawstydzić, zamienia się w dokumentację przemocy.
Nie. To nie kobiety przestały się szanować. To niektórzy mężczyźni nigdy się tego nie nauczyli.
Więc jeśli jeszcze kiedyś zobaczysz taki komentarz – nie traktuj go jako wyjątku. Traktuj go jak dowód. Bo to nie był dialog. To była projekcja. Próba odzyskania władzy przez tych, którzy już ją stracili. I nie umieją sobie z tym poradzić inaczej niż słowem „k…a”.
A więc tak. Technologia 2025. Mentalność 1325.
Postaw przy tym komentarzu tabliczkę: „Uwaga! Mentalność grozi ogniem.” I idź dalej.