Dziecko pokazuje ci środkowy palec. Matka patrzy. Co robisz?

Byłam na spacerze w Toruniu. Siedziałam sobie pod drzewkiem. Dzieci biegały. Mój pies reagował na nie, też chciał się bawić. Jak to ona — szczekała.

Jak zwykle wyciszałam ją, odwróciłam grzbietem, ponieważ pies nie powinien tak emocjonalnie reagować na zabawy dzieci. Powinien leżeć spokojnie. Takie sytuacje są częścią socjalizacji i poniekąd treningu. Nie robiłam z tego problemu. Bo to moja rola jako opiekunki — nad tym panować.

I wtedy się zaczęło.

Dwoje dzieci — chłopiec i dziewczynka, może pięcioletni. Patrzą na mnie… i pokazują mi środkowy palec. Z pełnym przekonaniem. Tak, to nie pomyłka. Dzieci. Pięcioletnie. Z matkami.

Pies zareagował — kolejny bodziec, kolejna emocja. Ja znów ją wyciszam. Reaguję. Tak jak trzeba. Jak dorosła osoba, która odpowiada za swoje zwierzę.

Matki patrzą na mnie ze zdziwieniem. Ale nie reagują na własne dzieci. Nie pada ani jedno: „nie wolno”, „przestań”, „to niegrzeczne”. Tylko ten specyficzny wzrok w moją stronę. Jakby czekały, aż to ja coś zrobię.

Dzieci pokazują palec z przekonaniem. Jakby właśnie odkryły swoją nietykalność i chciały ją przetestować. Granica? Była — fizyczna. Ja byłam w punkcie A, one w punkcie B. Kilka metrów. Wystarczająco, żeby nie było konfrontacji. Za mało, żeby to było niezauważalne.

Ale nie ruszyłam się. Bo nie widzę powodu, by wychowywać cudze dzieci. Nie jestem od tego. Ja odpowiadam za psa. Za jego zachowanie. Za to, żeby nie szczekał, nie podbiegał, nie nakręcał sytuacji. I robiłam to.

Czy dzieci powinny się tak zachowywać? Oczywiście, że nie. Ale dostały na to pełne przyzwolenie. Agresja wobec obcych? Jasne. Przecież one są tylko dziećmi.

Tylko że dzieciństwo nie daje immunitetu na chamstwo.

Gdyby podeszły i zaczęły mnie zaczepiać fizycznie — miałabym pełne prawo do samoobrony. Do odepchnięcia ich, jeśli naruszyłyby moją przestrzeń. Bo zasady jej utrzymywania obowiązują zarówno dorosłych, jak i nieletnich.

Więc nie, nie zareagowałam. Nie zrobiłam awantury. Nie oburzyłam się teatralnie. Siedziałam spokojnie. Może to właśnie zdziwiło te matki. Że nie dałam im sceny, którą mogłyby potem opowiadać: „jakaś baba się rzucała o dzieciaka”. Nie, nie rzucałam się.

Po prostu nie weszłam w to.

Ale zapamiętałam.


Kobieta z psem siedzi pod drzewem w parku, w tle dzieci pokazujące środkowy palec i obojętne matki. Tekst: „Nie jestem od wychowywania cudzych dzieci. Ale mam prawo oczekiwać granic.”