Dlaczego memy rujnują rodziny? O edukacji, głupocie i prorodzinnej logice
Jest sobie mem. Kolorowy, prosty, żartobliwy – w teorii. Pokazuje różne kombinacje ludzi: mądrych i głupich. I rzekome efekty tych zestawień: miłość, ślub, ciąża, ciąża, ciąża. Narracja? Przerażająco klarowna: inteligentni zakochują się, głupi się rozmnażają. Mądra kobieta wychodzi za mężczyznę z brakiem IQ, a dwoje bezmyślnych powiększa demografię bardziej niż 500+.
Nie wiem, kto to zrobił, ale mam podejrzenia, że nie był to demograf. Albo człowiek żyjący w realnym świecie. Ten obrazek to esencja współczesnej edukacji emocjonalnej: szydera zamiast wiedzy, cynizm zamiast odpowiedzialności, lajki zamiast refleksji.
Potem rządy łamią sobie głowy, czemu ludzie się nie rozmnażają. Czemu nie zakładają rodzin. Czemu rozwody, depresje, bezdzietność. A może zamiast nowych podatków i kampanii o myciu rąk, warto byłoby sfinansować kilka fundacji, które uczą: jak wybrać partnera? Jak rozmawiać o wartościach? Co to znaczy dojrzewać do rodzicielstwa?
Bo jeśli dziś inteligencja to synonim bezdzietności, a głupota prowadzi do ślubu – to może problem nie leży w gospodarce, tylko w memach. W treściach, które kształtują nam mózgi szybciej niż szkoła.
Nawet psychopaci mają instynkt rozmnażania – chcą młode, chcą je kontrolować, chcą przetrwać. A my? My się boimy być głupi. Więc się nie rozmnażamy.
Może najwyższa pora, by ktoś z rządu obejrzał te memy. I zamiast szukać winnych spadku dzietności w społeczeństwie – zapytał: kto tworzy takie treści? I czy potrzebują terapii?
Bo dzieci to nie kłopot. Kłopot to ignorancja. I memy, które się viralują szybciej niż rozum.
