Za darmo, za spadek, za 8 godzin – kto tu naprawdę pracuje?
Każdy chciałby żyć wygodnie i dostatnio. To normalne. Tylko że w Polsce – i nie tylko w Polsce – większość ludzi dostaje wybór: kredyt na trzy dekady albo czekanie, aż rodzice czy dziadkowie umrą i zostawią mieszkanie.
Dzieci bogatych nie muszą tego kalkulować. Startują z przewagą – klucze do mieszkania w kieszeni, kontakty do pierwszej pracy, nazwisko, które otwiera drzwi. Czy to jest pracowitość? Nie. To jest spadek. A praca zaczyna się dopiero później, i to też na innych warunkach – bo bez kredytu na karku można wybierać, a nie brać co popadnie.
Młody człowiek z rodziny bez majątku musi najpierw skończyć byle jaką szkołę, bo edukacja publiczna zatrzymała się w epoce kredy i tablicy. Mało kto pokaże mu, jak wejść w branżę, jak zdobyć kontakty. A bez tego – pozostaje osiem godzin dziennie w pracy, często za średnią krajową. Jeśli chce czegoś więcej, dorabia na śmieciówce albo na czarno. Nikt nie donosi, bo i tak „biedny nic nie ma”. A że kradnie do tysiąca złotych? Też się przymyka oko. Bieda usprawiedliwia wszystko.
Tymczasem w dyskusjach o „lenistwie społeczeństwa” ciągle przewija się narracja: biedni są leniwi, bogaci są pracowici. Tylko że bogaty nie pracował na majątek od zera – on go dostał. Jego pracowitość to umiejętność korzystania z tego, co przekazała mu historia i rodzina. Jego „ciężka praca” to raczej pielęgnowanie tego, co już ma, niż walka o przetrwanie.
Paradoksalnie to biedni pracują najwięcej – osiem godzin dziennie, plus dorabianie po godzinach. I wciąż słyszą, że są niewystarczająco ambitni, bo nie wymyślili startupu albo nie nauczyli się programować w weekend. Tylko że bez kapitału, znajomości i oddechu finansowego trudno jest być innowacyjnym.
Cała ta nierówność nie jest wymysłem współczesnego społeczeństwa. To efekt historii, która przez wieki jednych wynosiła na piedestał, a innych spychała do roli taniej siły roboczej. Bogactwo rodzi się w pokoleniach. Bieda też.
Dlatego to marzenie o „wysokiej jakości za darmo” nie jest kaprysem. To intuicja, że system od dawna działa na nierównych zasadach. I że może czas przestać powtarzać bajkę o leniwych biednych i pracowitych bogatych.
Bo jeśli spojrzeć na fakty – to właśnie biedni naprawdę pracują. Bogaci głównie dziedziczą i żyją z odsetek.
