Fantazja w oku bruneta
Mam taką fantazję. Mija mnie przystojny brunet — nie taki z katalogu, ale ten typ, co patrzy, jakby znał cię z innego życia. Uśmiecha się i puszcza oko. Przystaję, nie z gracją, ale pewnym siebie zawahaniem, i pytam: „To do mnie? Chcesz się umówić, czy po prostu coś ci wpadło do oka?”
On odpowiada bez cienia zawahania: „Chcę się umówić. Bo ty wpadłaś mi do oka.”
Nie mrugam. Mówię: „To się umów.”
Śmieje się. Z tej całej kuriozalnej sytuacji, z tego, że nie uciekłam speszona, tylko stoję i rzucam tekstami jak z francuskiej komedii. A ja dodaję: „Teraz. Nie za pięć lat? Bo teraz mój dekolt wygląda jak u osiemnastolatki. Teraz trzeba korzystać, nie później.”
Wyjmuje telefon. Nie pyta, czy mam chłopaka, czy jestem zajęta, czy może tylko żartuję. Wymieniamy się numerami. Po prostu. Bez kombinowania, bez ghostingu, bez „napisz, jak będziesz miała czas”.
Czy to się zdarza? Pewnie nie. Ale kto powiedział, że nie można mieć takich fantazji? Że nie wolno błądzić myślami w stronę absurdalnie pięknych scenariuszy, które może i nie mają prawa się wydarzyć, ale cudownie poprawiają humor.
A Ty? Kto jeszcze ma takie fantazje? O innych aż wstyd pisać… choć może właśnie dlatego warto?