Co kobieta ma im dawać? – czyli kiedy mężczyzna myśli, że trzyma cię w garści

Nie wiem, kto pierwszy wpadł na pomysł, że kobiety podniecają się widokiem męskiego przyrodzenia wysłanego z zaskoczenia, ale podejrzewam, że miał w życiu więcej internetu niż empatii. Czasem mam wrażenie, że to jakiś niepisany rytuał przejścia: jeśli jesteś kobietą online, prędzej czy później dostaniesz wiadomość z filmikiem, jak on sobie robi dobrze. Bez pytania. Bez zgody. Ot, w bonusie do rozmowy o pogodzie.

Mężczyźni mówią, że mają potrzeby. Że szukają bliskości. Że kobiety są zamknięte, oziębłe, wybredne. A ja się pytam: skoro tak bardzo chcecie kontaktu, to czemu wysyłacie go przez MMS-a? Dlaczego wasza czułość kończy się tam, gdzie zaczyna się aplikacja do edytowania nagich fotek?

Umawiają się na randkę – i nie przychodzą. Czekam w kawiarni jak idiotka. Potem znowu piszą, że chcą się spotkać, ale za dwa tygodnie, bo są zajęci. Bardzo zajęci. Zajęci wysyłaniem całymi dniami wiadomości, jak mnie zdominują, jak rozepną, jak podejdą „od tyłu”. Mają czas na słowa, ale nie na obecność. Mam się czuć pożądana, choć nawet mnie nie dotknęli.

A kiedy ja zaczynam czuć się nieatrakcyjna, niechciana, zepchnięta do roli cyfrowej fantazji – oni mówią, że kobiety są złe. Że tylko wygląd się dla nas liczy. Że nie chcemy brzydkich mężczyzn. Że trzeba być alfą, bo inaczej baba cię zje.

Cóż za spektakularne odwrócenie ról.

Prawda jest taka: większość tych mężczyzn też wybiera po wyglądzie. Mówią, że nie patrzą, ale przecież nie umówią się z taką, która im się nie podoba. Bo „jednak powinna się podobać”. Mają rzekomo patrzeć na to, co kobieta ma do zaoferowania – ale nie wiedzą nawet, jak zadać jedno sensowne pytanie. Nie chcą rozmawiać. Nie chcą poznawać. Chcą pakietu premium z dostawą do łóżka: miła, posłuszna, zadbana i zawsze gotowa.

A gdy kobieta tego nie daje – bo śmie mieć własne zdanie, tempo i granice – dostaje etykietkę „trudna”, „roszczeniowa”, „zraniona przez byłego”.

I właśnie tu wchodzą trenerzy życia całym sobą. Przekonują, że kobiety to manipulatorki. Że chcą tylko pieniędzy. Że „hipergamia niszczy świat”. Nie wspominają tylko o tym, że to mężczyźni częściej stosują przemoc. Że to oni wysyłają zdjęcia, których nikt nie chce. Że to oni chcą dominować i dyktować warunki. Statystyki przemocy seksualnej są bezlitosne – i nie, nie działają na korzyść panów w podkoszulkach od Zary i podcastem o „męskości z powrotem na torach”.

Ile razy jeszcze usłyszymy, że kobiety powinny „coś sobą reprezentować”? A ja pytam: co to niby ma być? Co mam im dawać? Mówią „więcej niż tylko uroda”, ale i tak wybiorą ładniejszą i szczuplejszą. Mówią, że chcą kontaktu, ale boją się zadać pytanie. Mówią, że chcą związku, ale oczekują serwisu.

Więc nie, nie chcę już słuchać, że kobiety to problem. Może po prostu patrzymy i uczymy się od was. Może odzwierciedlamy to, co sami pokazujecie. Może próbujemy się bronić w świecie, który ciągle jeszcze patrzy na kobiety jak na towar – ale za to z wymaganiami, jak dla królowej.

A jeśli nie spełnisz? Cóż. Może nie spłoniesz na stosie. Ale znikniesz. Zostaniesz z ghostem na Messengerze, listą warunków do spełnienia i kolejnym gifem, jakim to on nie jest samcem alfa.

Kobieta w średnim wieku z wyrazem frustracji i sceptycyzmu na twarzy, na tle neutralnej ściany. Na zdjęciu widnieje tytuł felietonu: „Co kobieta ma im dawać? – czyli kiedy mężczyzna myśli, że trzyma cię w garści”.