Kto naprawdę może pozwolić sobie na 50/50? Zarobki modelek i finanse w związku

Coraz częściej w debacie o związkach przewija się temat sprawiedliwego podziału kosztów. Mężczyźni pytają, dlaczego mają płacić za wszystko. Kobiety pytają, dlaczego mają płacić po równo, skoro zarabiają mniej. A między tym wszystkim – stereotypy, oczekiwania i wyobrażenia o „modelkach”, które rzekomo nie mają problemu z równym podziałem. Tylko... czy to w ogóle ma sens matematyczny? Sprawdźmy.

🔢 Ile naprawdę zarabiają modelki?

W Polsce średnie miesięczne wynagrodzenie profesjonalnej modelki to ok. 5 770 zł brutto, czyli nieco poniżej średniej krajowej. Jednak w praktyce wiele zależy od rodzaju zleceń. Początkujące modelki zarabiają często 4–6 tys. zł, z kolei te pracujące przy dużych kampaniach komercyjnych mogą osiągać 14 tys. zł i więcej miesięcznie. Stawki wybiegowe bywają symboliczne, a sesje e-commerce dają ok. 400–1000 zł za dzień zdjęciowy. W górnych rejestrach – modelki topowe zarabiają kilkadziesiąt tysięcy zł za jedną kampanię, a światowe gwiazdy jak Kendall Jenner czy Anja Rubik – miliony rocznie.

👔 Ilu mężczyzn zarabia tyle co modelki?

Według danych GUS tylko około 8% mężczyzn w Polsce osiąga dochody na poziomie 14 tys. zł brutto miesięcznie. Przeciętny mężczyzna zarabia ok. 6 700 zł brutto, czyli połowę tego, co profesjonalna modelka z wyższej półki. A dochody powyżej 1 mln zł rocznie (czyli top modelki) osiąga zaledwie 0,2% Polaków. Globalnie, przeciętna modelka zarabia więcej niż 95–99% mężczyzn na świecie. Równych dochodów z supermodelkami nie ma niemal nikt.

Cytat w języku polskim: „Pieniądze nie są problemem. Problemem jest to, że rozkładamy je nierówno. I jeszcze udajemy, że to miłość.” Na dole logo o-czym.pl.


👫 Jak pary dzielą wydatki?

Z badań wynika, że 57% polskich par łączy budżety, a ok. 30% stosuje model mieszany. Tylko 23% dzieli koszty ściśle po połowie. Przy dużych różnicach zarobków coraz popularniejsze staje się dzielenie kosztów proporcjonalnie – według możliwości finansowych. Taki model jest uznawany za sprawiedliwy i lepiej wpływa na relację. Kobiety częściej akceptują układ, w którym partner zarabia więcej, ale coraz częściej same chcą mieć wpływ na finansowanie życia codziennego.

📌 Felietonowe post scriptum: A gdyby tak bez pieniędzy…?

Czasem mam wrażenie, że to właśnie mężczyźni mają obsesję na punkcie pieniędzy. Głośno krzyczą o równości 50/50, wypominają rachunki, liczą co do grosza. Kobiety w tym czasie milczą i… godzą się na inny układ. Czasem kupują sobie męża. Czasem godzą się być „utrzymywane”, choć nie lubią tego słowa. A czasem widzą, że mogą – więc korzystają. Grzęda, owszem, już nie wystarcza. Teraz trzeba wyżej.

Bo może właśnie o to chodzi: że żyjemy w patriarchalnym świecie, gdzie pieniądze są miernikiem wartości. Gdzie mężczyźni zarabiają więcej, więc czują się ważniejsi. A kobiety, mimo ambicji i kompetencji, wciąż muszą się „ustawiać”. I nierzadko – ustawiają się dobrze. Czy to wyrachowanie? Może. A może po prostu adaptacja do niesprawiedliwych warunków.

Tylko wyobraź sobie, co by się stało, gdyby kobiety zarabiały tyle samo co mężczyźni. Albo więcej. Jak wtedy wyglądałyby związki? Jakie decyzje podejmowałyby kobiety? Czy mężczyźni w ogóle potrafiliby „zarwać” kobietę, skoro portfel przestałby być kartą przetargową?

To byłaby rewolucja. Bo jeśli ja zarabiam dobrze, to nie potrzebuję sponsora. Potrzebuję rozmowy. Towarzystwa. Ciała, które mi pasuje. Umysłu, który nie nudzi. Ust, które nie mylą czułości z protekcją.

Może w utopijnym świecie – bez pieniędzy, kont, kosztów życia – dobieralibyśmy się według tego, jak śpimy i jak się kłócimy. Jak się wspieramy. Jak wychowamy dziecko. Jak patrzymy w ten sam punkt, niekoniecznie mając wspólne konto.

Pieniądze nie są problemem. Problemem jest to, że rozkładamy je nierówno. I jeszcze udajemy, że to miłość.