Co myślę o tobie? Wcale o tobie nie myślę

Nie jesteś pępkiem mojego świata. Przykro mi, jeśli właśnie przestałeś czytać z wypiekami na twarzy, oczekując zwrotu akcji, w którym okaże się, że cały mój świat kręci się wokół ciebie. Nie. Mój świat kręci się wokół innych osi – i mam ich kilka, ale na pewno nie są to przypadkowi ludzie z internetu, sąsiedzi zza ściany ani koledzy z pracy, którzy nie znają mnie poza służbowym „hej”.

Największym pępkiem mojego świata jestem ja sama. Tak, dokładnie. I nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Bo to nie egoizm, to zdrowe centrum dowodzenia. Lubię siebie. Słucham siebie. I przede wszystkim – myślę o sobie.

A co z opiniami innych? Na dwoje babka wróżyła. Zawodowo nauczyłam się oddzielać krytykę od siebie. Gdy ktoś ocenia projekt, nie ocenia mnie jako człowieka. To różnica, która ratuje psychikę. Nie muszę się zgadzać, ale mogę posłuchać. Nie muszę wdrażać, ale mogę przemyśleć. Krytyka to nie rozkaz, tylko informacja – czasem trafna, czasem nie. Gdy patrzę na to z dystansu, nie duszę się emocjami, tylko wybieram, co ma sens. I to działa.

Z bliskimi – tu sprawa się komplikuje. Teoretycznie ufamy, więc bierzemy do siebie. Ale i to można, a nawet trzeba, czasem zakwestionować. Przecież nie każda "życzliwa" uwaga od siostry, matki czy partnera jest złotem do zaorania duszy. Zresztą, związkowa dynamika też potrafi się popsuć, kiedy partner słucha bardziej instagramowego trenera życia niż ciebie. Bo mu powiedział, że trzeba „ustawić kobietę”, „dać jej ramy”, „nie pozwolić sobą pomiatać”. I wtedy zaczynają się prowokacje. Nie rozmowa. Nie otwartość. Tylko testowanie granic i kontrola reakcji.

I bądź tu mądry. Czyja opinia się liczy? Czyja ma wagę? A może chodzi o to, żeby znowu wrócić do siebie? Do tego jedynego pępka, którego możemy być pewni.

Może właśnie w tym rzecz – nie chodzi o to, żeby nie słuchać nikogo. Tylko żeby nigdy nie zapominać, kto naprawdę żyje twoim życiem.