Drony Putina – prowokacja czy próba sił?

Dron to nie czołg. Nie robi huku, nie burzy miasta, nie wjeżdża na nagłówki jak blitzkrieg. A jednak kilka bezzałogowych maszyn wystarczyło, żeby Polska i NATO zwołały konsultacje. Wystarczyło, żeby zadrżało powietrze nad Europą.

Pytanie brzmi: czy to była prowokacja, czy tylko próba sił?

Rosja dobrze wie, że nie może sobie pozwolić na otwartą wojnę z NATO. Ale może pozwolić sobie na „zabawy na granicy”: wysłać drony, zobaczyć kto je zauważy, kto strąci, kto spanikuje. To nie jest przypadek, to sonda.

Każdy taki incydent to test. Test systemów obronnych, test polityków, test społeczeństwa. Czy będziemy krzyczeć „wojna!”, czy wzruszymy ramionami. Moskwa liczy na chaos, na sprzeczne reakcje, na strach. To broń psychologiczna – tania i skuteczna.

Problem w tym, że milczenie nie zawsze działa. Za ciche komunikaty rodzą poczucie, że „to nic takiego”. A dla Rosji to sygnał: można podkręcić śrubę. Jeszcze raz, jeszcze mocniej, jeszcze dalej.

Bo drony nie spadają dla zabawy. One pokazują, że Rosja – mimo wojny, sankcji i strat – wciąż ma siłę, żeby rozstawiać sąsiadów po kątach. To jest komunikat: „patrzcie, nie boimy się waszych granic, możemy was sprawdzać, kiedy chcemy”.

I tu tkwi sedno. To nie dron jest bronią, tylko jego cień. To, co wywoła w głowach ludzi, to, co zrobi z ich poczuciem bezpieczeństwa.

Dlatego odpowiedź Polski i NATO musi być jasna, bez gadania o „przypadkach nawigacyjnych”. Bo prowokacje Putina nigdy nie są przypadkiem.

Grafika z dużym, czarnym napisem „Drony Putina – prowokacja czy próba sił?” na jasnym tle, minimalistyczny styl publicystyczny.