Wrzesień – ulubiony miesiąc wojen?
Wrzesień ma w sobie coś z kalendarza kata. Miesiąc, w którym przyroda jeszcze pachnie latem, a historia lubi urządzać krwawy spektakl. 1 września 1939 roku niemieckie bomby spadły na Wieluń i Westerplatte. 11 września 2001 roku dwa samoloty rozcięły nowojorskie wieże jak nożem. Teraz – wrzesień 2025 – rosyjskie drony wlatują nad Polskę. Przypadek? Może. Ale historia zna przypadki, które pachną zbyt celowo.
Bo wrzesień to miesiąc symboli. W Rosji i na Wschodzie lubią takie daty – ciężkie, pełne znaczeń, łatwe do wbicia w propagandową kronikę. „Znowu pokazaliśmy Zachodowi, kto rozdaje karty”. Kilka dronów, trochę paniki, a cała Europa znów zerka w niebo. Koszt minimalny, efekt propagandowy – pierwsza klasa.
Najgorsze, że my, Polacy, mamy w pamięci te wrześniowe poranki. I każda kolejna prowokacja przypomina nam, że historia nigdy nie idzie spać. Rosja to wie. Oni grają na naszych nerwach jak na starym pianinie: „jeszcze pamiętacie 1939? To patrzcie, jak was testujemy w 2025”.
A jednak różnica jest kolosalna. W 1939 byliśmy sami. W 2001 patrzyliśmy na tragedię zza oceanu. W 2025 – jesteśmy częścią NATO, mamy sojusze i niebo pełne radarów. To nie jest tamten wrzesień, choć data się zgadza.
I może o to właśnie chodzi: żebyśmy nie uciekali od historii, ale też nie dali się nią zastraszyć. Wrzesień nie jest fatum. To tylko miesiąc. A to, czy stanie się kolejną kartką w księdze porażek, czy początkiem oporu – zależy od nas.