Zagraj ze mną w uczciwość, Maciek
Znam dziewczynę, która poczuła coś do chłopaka z pracy. Nie zakochanie – bez przesady – ale iskrę, sympatię, może nawet lekką fascynację. Maciek miał w sobie coś pociągającego. Był dość puszysty, ale to akurat dodawało mu uroku. Taki apetyczny, ciepły, ładny. Wyglądał jak ktoś, kto mógłby być bezpiecznym miejscem, a nie kolejnym projektem do naprawiania.
Zaczęła więc działać w subtelnym stylu. Uśmiechy, spojrzenia, delikatne sygnały – wszystko jednoznaczne, ale nie nachalne. I… nic. Zero reakcji. Jakby nie widział. Ale co ciekawe – powtórzył to kilka razy. Czyli widział, ale z jakiegoś powodu postanowił zignorować. No trudno – pomyślała. Pewnie nie jest zainteresowany. A może już kogoś ma.
Na imprezę firmową przyszedł z koleżanką. Nie wyglądali na szczęśliwych. Siedzieli razem trochę jakby za karę. Atmosfera między nimi była napięta, nienaturalna – jakby każde z nich chciało już być gdzieś indziej. Może i się znali, ale nie było tam ani czułości, ani żartu, ani luzu. Więc ona – nasza bohaterka – odpuściła temat Maćka i zaczęła po prostu dobrze się bawić.
Przysiadł się do niej Tomek – kumpel z pracy, miły, bez ciśnienia. Pogadali. Pośmiali się. Było lekko i bezpretensjonalnie. Na koniec wieczoru wróciła do domu z przekonaniem, że dobrze zrobiła, nie ciągnąc tej relacji z Maćkiem. A potem, kilka dni później, przyszła do firmy… i nagle wszystko się zmieniło.
Maciek zaczął ją zauważać. Widział ją wszędzie. Uśmiechał się, zaczepiał, próbował nawiązać rozmowę. I bardzo wyraźnie wyglądał na zawiedzionego, kiedy zobaczył, że jej wzrok teraz kieruje się w stronę Arka – wysokiego blondyna, który wyglądał, jakby nie musiał nikogo udawać. Arek nie grał, nie testował, po prostu był. I to „bycie” wystarczyło, żeby nagle Maciek się zaniepokoił.
Ale u niej to już wygasło. Przyszło, zabłysło i minęło. Nie było o czym rozmawiać. Bo są ludzie, którzy wchodzą do czyjegoś życia nie po to, by się zaangażować, ale żeby sprawdzić, czy jeszcze mogą być pożądani. Kiedy ich ignorujesz – są spokojni. Ale kiedy przestajesz się interesować – budzą się. Za późno.
_co ja na to
Myślę sobie, że Maciek zrobił z siebie marchewkę. Taką, za którą dziewczyna – według jakiegoś niewypowiedzianego scenariusza – powinna była gonić, zabiegać, próbować zasłużyć. I szczerze? To przykre. Bo w moim rozumieniu relacja to autostrada dwukierunkowa. Jeśli dziewczyna wysyła sygnały – jasne, jednoznaczne – to druga strona, jeśli jest zainteresowana, powinna to odwzajemnić. Choćby uśmiechem. I wtedy może paść pytanie. Może się coś rozwinąć. Ale jeśli wszystko trafia w próżnię?
To co miała zrobić? Skakać wokół niego i liczyć, że może dziś raczy spojrzeć łaskawiej? Nie, dziękuję. Takie zachowanie nie jest ani pociągające, ani eleganckie – jest zwyczajnie niesmaczne. A jeśli nie zrozumiał o co jej chodziło, to tym bardziej: znaczy, że ich style komunikacji się nie spotykają. I nawet nie powinni próbować niczego budować. Bo relacja bez wzajemności to nie relacja – to wyścig z przeszkodami.
Nie będę się narzucać. I nie uważam, żeby kobieta powinna. Sama nie cierpię mężczyzn, którzy nie potrafią czytać prostych komunikatów, ale oczekują, że wszystko rozwinie się samo. Nie rozwinie się. Albo ktoś mówi wprost: „Cześć, podobasz mi się. Spotykasz się z kimś? Jestem zainteresowany” – albo nie ma tematu. Jasne, bez wstydu, bez kombinowania. Potem odpowiedź: tak albo nie. I to powinno kończyć grę. Nie trzeba drugiego rozdania.
Dlaczego ludzie to sobie komplikują? Czy naprawdę aż tak bardzo mamy wdrukowaną społeczną grę pozorów? Bo jak ktoś zdradza – to nie robi piętnastu podejść, nie czeka miesiąca, nie wysyła sygnałów dymnych. Po prostu: kontakt – akcja – spotkanie. Jak najczęściej, jak najbliżej, bez przeciągania. I to działa. Czy uczciwa relacja musi być bardziej złożona niż romans za plecami?
Nie każdy ma czas i chęć czekać trzy tygodnie na spotkanie. To, że ktoś się nie spieszy, nie znaczy, że druga osoba zacznie z niecierpliwością odliczać dni. Nie każdego podkręca napięcie – niektórych ono po prostu męczy. I trzeba o tym mówić wprost od początku. Bo ja – jak ta dziewczyna z historii – mam swoje oczekiwania. I nie zamierzam się zastanawiać, co on przez ten cały czas robi, z kim, gdzie, po co. Nie kręci mnie zgadywanka. Nie interesuje mnie bycie w układzie, gdzie mam czekać na sygnał z wieży.
Jeśli ktoś nie chce – okej. Szanuję to. Ale oczekuję tego samego w drugą stronę. Bo nikt nie musi chcieć gier. Nikt nie ma obowiązku się starać tylko dlatego, że ktoś może się kiedyś zdecyduje.
A ja? Ja chcę po prostu prosto. I jasno. I od razu.