Nie współczuję ci, bo mnie jeszcze boli
Podobno mężczyźni cierpią. Statystyki samobójstw są brutalne: na piętnaście zgonów aż dwanaście dotyczy mężczyzn. Cierpią w ciszy, nie proszą o pomoc, znikają. I choć każda śmierć to tragedia, to jest we mnie coś, co nie pozwala mi ich żałować. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie w tej epoce, gdy dziewczynki nadal uczą się być miłe, a chłopcy uczą się, że emocje są dla słabych. Jeszcze nie w czasach, gdy feministki są szkalowane za to, że przeżyły i się podniosły.
Nie współczuję ci, bo mnie jeszcze boli.
Trenerzy życia i mity o hipergamii
Zastanawia mnie to, dlaczego tylu samozwańczych mentorów, coachów i trenerów życia tak chętnie peroruje o tym, że dzisiejszy mężczyzna „nie ma szans na kobietę”. Że „kobiety się zepsuły”. Że „hipergamia rządzi światem” i teraz każda szuka faceta z sześciocyfrowym kontem, sześciopakiem i sześcioma autami w garażu. Bo przecież „kiedyś było lepiej” – kobieta rodziła dzieci, gotowała i nie miała głosu. I wszyscy byli szczęśliwi. On – bo miał spokój. Ona – bo miała obowiązki.
Tylko że ta kobieta kiedyś miała służącą. Miała nianię. Miała kucharkę.
Dziś mężczyźni oczekują, że kobieta:
- będzie zarabiać (ale nie za dużo),
- rodzi dzieci (ale wróci szybko do formy),
- będzie wychowywać (ale nie zaniedba pracy),
- będzie chętna (ale nie zbyt rozwiązła),
- będzie gotować, sprzątać, ogarniać, wspierać, słuchać, dbać o jego ego i jeszcze ładnie wyglądać na zdjęciach.
Ale nie będzie zmęczona. Nie będzie wymagać. Nie będzie miała swoich granic.
Nowoczesny mężczyzna wciąż marzy o dworku – tylko że z Ikei
Kiedyś kobieta nie musiała być omnipotentna. Zarządzała domem, ale miała zaplecze. Dziś – jest zapleczem. I nic dziwnego, że się buntuje.
Nie chce być darmową terapeutką, domową prostytutką, kucharką, księgową i logistykiem w jednym. Nie chce być „wystarczająco kobieca” dla mężczyzny, który sam nie potrafi być wystarczająco ludzki. Bo nie przeszedł ani jednej godziny terapii, ale zna sto godzin podcastów o „tym, co robią źle kobiety”.
Kobiety się przebudziły. Mężczyźni – niekoniecznie
Dziś kobiety chodzą na terapię, uczą się komunikacji, siostrzeństwa, pracy z traumą. Przerywają milczenie. Odchodzą z toksycznych związków. Przestają być miłe, zaczynają być świadome.
A mężczyźni? Wielu z nich wciąż nie zna innego modelu męskości poza byciem „twardym” albo „skrzywdzonym przez system”. Nie uczą się bliskości. Nie wspierają się nawzajem. Rywalizują. Gardzą sobą nawzajem. A potem wyżywają się na feministkach.
Zamiast powiedzieć: "Hej, te kobiety coś zrozumiały, może warto się przyjrzeć temu, co mają do powiedzenia", wolą: "One są zgorzkniałe, nienawidzą mężczyzn, chcą władzy".
To nie kobiety zabierają wam godność. To wasi koledzy wam jej nie dają.
Samobójstwo mężczyzny nie zdejmuje z niego odpowiedzialności
Tak, wiem, że wielu cierpi. Wiem, że niektórzy po prostu się zagubili. Ale to nie usprawiedliwia tego, że próbują zepchnąć winę na kobiety. Że nie chcą pracować nad sobą, tylko atakują. Że krzyczą, że „kobiety mają za dobrze”, podczas gdy kobiety wciąż są gwałcone, mordowane, bite, wyśmiewane, wykorzystywane.
To nie kobiety zawiodły. To mężczyźni nie nadążają. Bo kobieta przeszła drogę od przedmiotu do osoby. A mężczyzna nadal chce mieć przedmiot – tylko nowocześniejszy.
A co z kobietami, które „nie narzekają”?
Złości mnie, gdy słyszę kobiety mówiące: „A ja tam nie mam problemów, feministki przesadzają”. Bo one miały szczęście. Trafiły na dobrych panów. Albo są zbyt uzależnione, by odejść. Albo boją się stracić to, co mają. Albo są tak zmęczone, że nawet nie wiedzą, że można inaczej.
Niektóre kobiety zwalczają inne, bo nadal wierzą, że nasze miejsce przy mężczyźnie to gwarancja bezpieczeństwa. Że jak będziemy miłe, ładne i pokorne – to dostaniemy ochronę. Tylko że ochrona za posłuszeństwo to nie wolność. To układ z przemocą.
Bracia bez braterstwa
Największy dramat? Mężczyźni nie wspierają się nawzajem. Nie budują wspólnoty. Nie tworzą kręgów męskich, w których można płakać. Nie dzielą się emocjami. Nie potrafią wyjść poza hierarchię. I dlatego atakują tych, którzy umieją.
Kobiety przeszły piekło i nauczyły się rozmawiać. Mężczyźni mają problem z rozmową, bo myślą, że to odbiera im siłę.
A przecież właśnie to daje siłę.
Nie współczuję ci, bo mnie jeszcze boli
Kiedyś będę współczuć. Kiedyś, gdy zobaczę mężczyzn, którzy nie tylko cierpią, ale też biorą odpowiedzialność za cierpienie, które sami zadali.
Którzy uczą się, że nie wystarczy być „porządnym facetem” – trzeba być obecnym. Świadomym. Czułym. Otwartym.
Współczucie nie jest darmowe. Jest nagrodą za pracę, za przemianę. Kobiety przepracowały wieki milczenia. Mężczyźni dopiero zaczynają.
I mają z kim się uczyć. Wystarczy nie patrzeć na feministki z pogardą, tylko z podziwem. Bo to one przetrwały. I nadal walczą – nie tylko o siebie, ale też o świat, w którym nikogo nie trzeba będzie ratować.