On ją traktuje jak księżniczkę, a ona go bije. Zielone światło do odejścia
Czasem życie podsuwa takie sceny, że naprawdę trudno uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Widzę mężczyznę, który stara się, jest obecny, empatyczny, troszczy się o kobietę, traktuje ją z uważnością. Można powiedzieć: traktuje ją jak księżniczkę. A ona? Zamiast odpowiedzieć szacunkiem, zaczyna go atakować. Czasem słownie, czasem emocjonalnie, a czasem – i to dosłownie – fizycznie. Patrzę na to i naprawdę opadają mi ręce. Klękajcie narody, bo oto wracamy do podstaw. Do pytania, które nie powinno w ogóle paść: czy warto być dobrym w relacji, jeśli druga strona nie umie tego przyjąć?
Czuję, że znowu muszę wkroczyć do akcji. Ja – internetowa aktywistka, która w różnych sytuacjach staje po stronie zdrowego rozsądku i elementarnej uczciwości. Dziś bronię mężczyzny. Tego, który był dobry, a dostał za to cios.
Bo jeśli ktoś traktuje cię dobrze, a ty w odpowiedzi go ranisz, to nie jest relacja. To test. I jeśli ten test kończy się twoim upokorzeniem, to nie jest przypadek – to sygnał. Zielone światło do odejścia.
Wielu trenerów życia mówi o sile wyboru i o tym, że mężczyźni powinni nauczyć się wychodzić z sytuacji, które ich niszczą. I mają rację. Ale ja uważam, że sama zdolność odejścia to za mało. Równie ważne jest umieć rozpoznać, kiedy ten moment nadchodzi. A ten moment często wcale nie przychodzi wtedy, kiedy jesteśmy zranieni. On przychodzi wtedy, kiedy widzimy, że nasze dobro nie buduje relacji, tylko ją destabilizuje.
W takich chwilach przypomina mi się zjawisko mobbingu w pracy. Pracownik, który daje z siebie więcej, zostaje ukarany. Zamiast podziękowania – dostaje więcej obowiązków, krytykę, a czasem nawet wypowiedzenie. W relacji wygląda to podobnie. Im więcej z siebie dajesz, tym bardziej druga strona cię testuje. Aż w końcu zaczynasz się zastanawiać: co poszło nie tak?
W tym miejscu chcę coś powiedzieć jasno – także o sobie. Byłam w związkach, które nie przetrwały. Ale to nie były toksyczne relacje. Moi byli partnerzy byli dla mnie w porządku. Traktowali mnie dobrze – nie idealizowali mnie, nie otaczali kultem, ale byli uczciwi i obecni. Ja również byłam dla nich w porządku. Nie stosowałam przemocy. Nie raniłam. Rozstaliśmy się z innych powodów – z powodu różnic, niedopasowania, nieumiejętności porozumienia. I nie zamierzam tego wybielać ani demonizować. To po prostu były relacje, które się nie udały.
Ale widzę wokół siebie związki, które nie są już tylko „niedopasowane”. One są destrukcyjne. I nie zawsze to mężczyzna jest tym, który krzywdzi. Coraz częściej widzę odwrotną dynamikę – mężczyzna stara się, a kobieta go wyśmiewa, podważa, poniża. I wtedy myślę: naprawdę, jeśli to nie jest wystarczający powód, żeby odejść, to co nim będzie?
Dobór partnera czy partnerki to nie powinien być przypadek ani wyłącznie chemia. To obserwacja. To patrzenie, jak ta osoba reaguje, gdy jesteś dla niej dobry. Bo właśnie wtedy wychodzi prawda. Nie wtedy, gdy zawalisz, nie wtedy, gdy zawiedziesz – ale wtedy, gdy okazujesz troskę. Jeśli ona w odpowiedzi zaczyna cię ranić – nie jesteś dla niej partnerem, tylko emocjonalnym meblem, który można przestawiać.
Szacunek i dobre traktowanie muszą działać w obie strony. Jeśli tylko jedna strona daje, a druga bierze – to nie jest relacja. To jest układ. A z układów się wychodzi. Nie tłumaczy. Nie negocjuje. Nie przeczekuje. Wychodzi.
Związek to nie pole testowe. To nie miejsce, w którym udowadniamy sobie, kto zniesie więcej. To współdziałanie. Wzajemność. Obustronna gotowość do troski, otwartości i rozwoju. Jeśli tego nie ma – odejście nie jest porażką. Jest jedyną rozsądną decyzją.