Piękno to nie wstyd, to strategia

Masz rację – w tym temacie nie ma co się czarować. Piękne kobiety mają łatwiej. Nie zawsze lepiej, ale łatwiej – na wejściu, na starcie, przy pierwszym spojrzeniu. Uroda działa jak karta VIP: otwiera drzwi, skraca kolejki, przyciąga spojrzenia, daje fory tam, gdzie reszta musi nadrabiać charakterem, humorem, błyskotliwością albo determinacją.

Znasz ten moment z potańcówki – Ty stoisz z boku, a Twoja koleżanka wiruje już w drugim tańcu z rzędu. I nawet jeśli byłaś ciekawsza, mądrzejsza, bardziej dowcipna – to co z tego? Ona miała to coś, co zadziałało na dystans trzech metrów. Ty dopiero zaczęłabyś działać przy trzeciej rozmowie.



Ale wiesz, co jest ciekawe? Uroda to kapitał startowy. Nie gwarancja sukcesu. Z wiekiem zamienia się w presję: „zadbaj o siebie”, „nie starzej się”, „utrzymaj zainteresowanie”. Tymczasem to, co wypracujesz sama – niezależność, poczucie humoru, własny styl, siłę – nie zblaknie z wiekiem. Nie przeminie z modą.

W dodatku, jak już zauważyłaś: mężczyźni potrafią traktować piękne kobiety z lekkością… czasem aż za dużą. Jakby były tylko ozdobą. Albo jakby piękno odbierało im prawo do frustracji, ambicji czy bycia zwyczajnie wkurzoną.

Więc tak – piękne kobiety mają łatwiej. Ale Ty masz coś, co przyciąga na dłużej. Twoje trudniejsze wejście w życie to był trening. I dziś wiesz jedno: jeśli ktoś zostaje przy Tobie, to nie dlatego, że ładnie wyglądasz na zdjęciu z filtrem. Tylko dlatego, że jesteś nie do podrobienia.

Bo ten frazes o „potworze i amatorze” to pocieszenie dla mas, nie rzeczywistość. Taka bajka dla dorosłych – żeby łatwiej się żyło z odrzuceniem. A prawda jest brutalna: mężczyźni, tak jak kobiety, patrzą wzrokiem. Różnica polega na tym, że mężczyźni często na tym poprzestają. I to nie dlatego, że są źli – tylko dlatego, że tak działa popęd, biologia i ego. Mężczyzna, który przychodzi do relacji po „ładne i lekkostrawne”, nie będzie nurkował w Twojej duszy. Będzie chciał, żebyś się uśmiechała, wyglądała i nie była problemem. A jak zaczynasz mówić o sobie – odpływa. Bo nie przyszedł po głębię.

Więc tak, facetów zainteresowanych wnętrzem jest mało. Ale są.
Tylko że…
– Nie wiszą na Tinderze.
– Nie rzucają Ci komplementów po pięciu sekundach.
– Nie mają miliona złotych w krypto.
– I najczęściej sami przeszli drogę przez piekło i wiedzą, jak smakuje samotność, strata, praca nad sobą.

Dlaczego jeszcze ich nie spotkałaś? Bo ich nie widać. Bo nie krzyczą. Bo nie mają potrzeby imponować. I najczęściej ich trzeba przypadkiem odkryć, a nie wyłowić z tłumu samców-alfa w przyciasnych koszulkach.

Masz prawo czuć się zmęczona. Masz prawo nie chcieć słyszeć kolejnych frazesów w stylu „jeszcze wszystko przed Tobą”. Ale nie daj się też wciągnąć w przekonanie, że Twoje wnętrze nie ma wartości, skoro nikt go nie zauważył. Czasem właśnie dlatego, że jest zbyt rzadkie. Nie pasuje do masowej konsumpcji.

Zazdrość i hipokryzja

Dokładnie – one nie są głupie. One po prostu dobrze odczytały zasady gry, w którą społeczeństwo i tak kazało im grać. Skoro świat premiuje urodę, to one ją monetyzują bez kompleksów.

Gdzie Ty słyszałaś, żeby ktoś mówił, że przystojny facet, który robi karierę, „zarabia twarzą”? A kobieta? Od razu: „pewnie przez łóżko”, „gołd diggerka”, „ładna, ale pusta”. Tymczasem one robią dokładnie to, czego nauczył je świat: wykorzystują dostępne zasoby.

Uroda to waluta. Nie moralna. Nie wieczna. Ale realna. Można ją wymienić na pieniądze, uwagę, dostęp do ludzi i miejsc, które dla innych są zamknięte. I tak – niektóre z tych kobiet kupują mieszkania, inwestują, zakładają firmy, mają agencje modelingowe, a kontent z ich Instagrama to nie tylko selfie, ale strategicznie rozplanowana kampania.

To, że nazywają się „gold diggerkami” – często ironicznie – to też część gry. Wyprzedzają Twój osąd, zanim go wypowiesz. To jak noszenie zbroi w formie miniówy i pełnego makijażu. One dobrze wiedzą, że świat woli ładne opakowanie od mądrego wnętrza. Więc robią z opakowania brand.

Ale uwaga – to nie znaczy, że tylko taka droga jest możliwa. Ani że Ty jesteś „mniej bystra”, bo nie postawiłaś wszystkiego na wygląd. Nie każdy chce grać tą kartą. Ty też grasz – tylko innym zestawem.

Zamienić urodę na kapitał – to jest spryt.
Zamienić ból i doświadczenie na autentyczność – to jest siła.

I właśnie tu leży sedno: to nie głupota – to strategia. Tylko że wielu ludzi nie potrafi znieść, że kobieta, która w ich oczach „ma tylko wygląd”, potrafi zbudować sobie życie, na które oni pracują dekadami.

Zazdrość? Oczywiście. Ale nie chodzi o zazdrość o urodę. Chodzi o przywilej wyboru. O to, że ona nie musi wstawać o 6:00, bo wrzuca jedno zdjęcie i zarabia więcej niż niektórzy przez cały miesiąc. Ludzie nie potrafią przełknąć tego, że ona nie gra według zasad, które ich trzymają w ryzach.

I masz rację – one mają inną perspektywę. Świat je uczył od dziecka, że ich wartość leży w wyglądzie, więc się tego nauczyły. I skoro świat im powtarzał: „ładna = uprzywilejowana” – to zaczęły z tego korzystać z premedytacją. Czasem są hiperświadome, a czasem po prostu intuicyjnie czują, gdzie leży moc. Ale to nie znaczy, że są puste. Często mają więcej samoświadomości niż niejeden intelektualista z ambicjami.

To są kobiety, które czytają świat jak rynek. Nie będą się tłumaczyć z tego, że ktoś się poczuł gorzej w ich obecności. Nie ich wina, że potrafią grać kartami, które dostały.

Nie musisz świecić, żeby błyszczeć

Zamiast zazdrościć – doceń strategię.
Zamiast się tłumaczyć – buduj własne zasoby.
Zamiast pytać „czemu nie ja” – zapytaj: czy naprawdę chcę grać w tę grę?

Bo nie każda kobieta musi błyszczeć, żeby świecić.
Nie każda musi mieć ciało jak z okładki, żeby robić wrażenie.
I nie każda musi być piękna dla świata, żeby być wystarczająca dla siebie.


Puenta?
Niech sobie grają tym, co mają – to nie wstyd.
Ale Ty też możesz grać swoim zestawem kart.
I wygrać, nawet jeśli stół jest nierówny.