Rozwój osobisty bez spiny. W swoim tempie, na własnych zasadach.

Rozwój osobisty bez spiny. W swoim tempie, na własnych zasadach.

Na Instagramie pojawił mi się filmik. Facet mądry, z dystansem, zwykle trafia w punkt. Tym razem jednak zrobił coś dziwnego – pokazał środkowy palec narracji „najlepszej wersji siebie”. I choć rozumiem ten gest jako bunt przeciwko presji, żeby wiecznie się doskonalić, to mam wrażenie, że zamiast rozwiązywać problem, wpadamy w kolejną skrajność.

Bo może nie chodzi o to, żeby wszystko rzucać, tylko przestać się ścigać?

Rozwój osobisty nie musi być ani wyścigiem, ani manifestem buntu. Nie trzeba ani żyłować się w imię sukcesu, ani demonstrować nonszalancji wobec wszelkiej zmiany. To nie czarno-białe. Można rozwijać się świadomie – bez pośpiechu, bez presji, w zgodzie ze sobą.

Tak, świat przesadza. Jest przebodźcowany, przeładowany. Z każdej strony krzyczą, że masz robić więcej, szybciej, lepiej. Jakby spacer z psem to była strata czasu, a gryzmoły w notesie – porażka rozwojowa. A przecież te drobne rzeczy to też rozwój. Cichy, osobisty, ale prawdziwy.

Ja robię wszystko po swojemu. Zakopuję się w jakimś obszarze tylko wtedy, gdy mam na to siłę i ochotę. Nie dlatego, że akurat jest modny trend na „rozwój w weekend”. Czasem uczę się czegoś nowego. Czasem po prostu idę na tai chi, żeby poruszyć ciało i pogadać z ludźmi. I to wystarcza. Nie muszę niczego „monetyzować”.

Bo rozwój osobisty to wszystko, co robisz poza tępym siedzeniem na kanapie i przetwarzaniem papki z ekranu. Nie mówię tu o dokumentach czy biografiach – mówię o tej bezmyślnej masie treści, która tylko zabiera przestrzeń. Rozwój to spacer, myślenie, rysowanie. To świadomy wybór, żeby nie zmieniać wszystkiego na raz, tylko żyć po swojemu.

A jeśli chcesz zwiększyć swoją wartość rynkową – proszę bardzo. Ale nie dlatego, że ktoś ci wmówił, że jesteś niewystarczający. Zrób to, bo czujesz, że chcesz. Bo masz ochotę coś udoskonalić – w pracy, w życiu, w sobie. I nie musisz od razu kupować trzech e-booków, aplikacji i kalendarza sukcesu.

Nie musisz się tłumaczyć. Nikomu. Nie musisz też brać udziału w zbiorowej histerii pod tytułem „co osiągnąłeś w tym kwartale”. Jeśli coś cię ciekawi – spróbuj. Jeśli nie – odpuść. Jeśli ktoś cię moralizuje – odpyskuj. Asertywnie. Kulturalnie. Z klasą.

Bo rozwój osobisty nie jest obowiązkiem. Nie jest walutą ani wyznacznikiem wartości. Jest przywilejem. I twoim wyborem. Możesz chcieć. Możesz nie chcieć. Masz prawo iść na spacer zamiast na webinar. I nikt nie ma prawa ci tego odbierać.

Młoda kobieta spacerująca z psem obok billboardu z napisem 'Upgrade Yourself'. Trzyma szkicownik i uśmiecha się lekko, ignorując komunikat. Wiosenny park w tle.