Wiedza to waluta. A niewiedza?
Myślałam, że takie rzeczy tylko mnie spotykają. Że tylko mnie próbuje się zrobić w konia, bo mam za miękki głos, bo za bardzo się uśmiecham, bo nie kłócę się przy kasie, tylko stoję i z pozoru przytakuję. Ale okazuje się, że to nie wyjątek – to norma. Wystarczy, że ktoś uzna, że się nie znasz. I wtedy usłyszysz: „Nie można”. Krótkie, bez dyskusji. A potem zrobi byle jak, byle łatwo, byle szybko – jakby Twoje sprawy były mniej ważne niż jego przerwa na papierosa.
Osoba, która mnie kiedyś oszukała, uśmiechała się z satysfakcją. Tak jakby ten uśmiech mówił: „Ha! Przechytrzyłam cię”. Czuła się lepsza. A ja? Głupia, skoro dałam się nabrać. Tylko że ona nie wie jednej rzeczy. Ja to widzę. I wiem. Bardzo często wiem, że coś jest nie tak. Że kasjerka kombinuje, że pani w banku coś pomija, że ekspedientka naciąga. Ale nie reaguję. I to chyba ich nakręca najbardziej. Bo nie robię awantury. Bo nie mam siły na kolejną sprzeczkę, w której usłyszę, że „to pani coś pomyliła”. Po prostu drugi raz nie podejdę. Nigdy więcej do tej osoby.
Jestem dorosła. Poradzę sobie. Ale co, jeśli to dotyczy kogoś młodszego? Kogoś, kto dopiero zaczyna rozumieć, jak działa ten świat? Wyobraź sobie nastolatków, którzy dostali od rodziców pieniądze na podróż. Mają jechać pociągiem, z przesiadką. (Sama się już kilka razy sparzyłam na przesiadkach – dziś, jeśli nie mogę jechać bezpośrednio, wybieram inny kierunek. Niech sobie świat czeka.) Wracając – chłopakom odwołali drugi pociąg. I co teraz? Załamani, bo nie mają pieniędzy na kolejny bilet. Podchodzą do kasy. Pani za okienkiem mówi, że „nie może pomóc”. Koniec. Temat zamknięty.
Na szczęście trafiła się dobra dusza. Ktoś, kto znał przepisy. Podeszła do okienka i poprosiła o zwrot pieniędzy – zgodnie z prawem. I nagle – o dziwo – dało się. Nagle można. I tu dochodzimy do sedna: wiedza jest walutą. Bez niej jesteś potencjalnym jeleniem. Kiedy nie wiesz, wciskają ci kit, nie wypiszą karteczki, nie pomogą. Aż ręka by odpadła od tej pomocy? Naprawdę?
Tylko że to nie tylko lenistwo. To coś głębszego. Swoista segregacja ludzi. Na tych, którym można wciskać byle co, bo nie będą się kłócić – i tych, przed którymi trzeba się mieć na baczności, bo się znają, bo złożą reklamację. Starsi często narzekają na młodzież. Że bezczelna, że roszczeniowa, że nie zna życia. A tu proszę – kasjerka, dorosła osoba, chce naciągnąć dzieciaka na kasę. Jakby chciała ukarać go za to, że czegoś jeszcze nie wie.
Czy to nie jest właśnie manipulacja? Ta cała narracja, że młodzi są problemem – może to zasłona dymna? Żeby nie przyznać, że to dorośli bywają podli, wygodni, wyrachowani? Coś tutaj śmierdzi. I nie chodzi o brak empatii, tylko o celowe działanie. O mechanizm dominacji, w którym wiedza staje się bronią, a brak wiedzy – pretekstem do pogardy.
Nie wiem, może ktoś powinien to zbadać z naukowego punktu widzenia. Może psycholog społeczny miałby więcej do powiedzenia. Ale ja – kobieta, która widzi i czuje – mam jedną myśl na koniec: to wszystko śmierdzi manipulacją, władzą i potrzebą dominacji. A ja? Ja bym odeszła. Bo czułabym, że ktoś chce mną sterować. A jako narzędzie wybiera moją niewiedzę.
Nie daj sobie wmówić, że nie warto wiedzieć. Bo wiedza nie boli. Ale jej brak – może kosztować wszystko.